O tym się nie mówi
Mój syn miał 4 lata kiedy poczuliśmy, że super byłoby znów trzymać w ramionach małą różową kluskę, która mówi tylko gaga, ciągnie cyca i śpi tak słodko, że cały świat zdaje się zamierać w cichym zen.
Zabraliśmy się więc ochoczo do pracy, która była bardzo przyjemna! Poszło szybko!
Pierwszy test, ciarki na plecach, głaskanie brzucha, mimowolne myśli, gdzie postawić łóżeczko, w której szafce mam schowane śpiochy po synu, czy to będzie dziewczynka czy chłopak... i tak aż do 12 tygodnia, kiedy to Alicja przeszła na drugą stronę lustra...
"Niech się Pani nie martwi i na razie o tym nie myśli, bo to moje USG nie jest takie dokładne, ale coś mi się tu nie podoba"... szok... akurat parę dni później do przychodni podjeżdżał ginekolog z maszyną z nasa i na płatnym badaniu mogliśmy sprawdzić każdy włosek na ciele naszej kruszyny. I to był koniec marzeń... "Niech Pani jak najszybciej terminuje tą ciążę, bo z tego już nic nie będzie. Po co przedłużać. Zajdzie Pani w kolejną i urodzi zdrową dzidzię" Terminuje? Co to znaczy? Na ekranie usg malutka rączka, malutkie paluszki a w moich oczach łzy, nawet teraz, kiedy to piszę po 12 latach... Potem był tylko niekończący się korowód po specjalistach, z których każdy rozkładał ręce. Byli wśród nich kochani ludzie i byli typiarze „Ja nic pani nie powiem, to jest akademicka dyskusja co się z takim płodem może wydarzyć" Akademicka dyskusja? Co to znaczy?...
Dlatego dziś wpłacam na zrzutkę, bo wiem jak to jest znaleźć się po drugiej stronie króliczej nory... poza światem szykowania pokoiku, głaskania rosnącego brzucha. Kiedy z dnia na dzień z bycia przy nadziei, jesteś w czarnej dupie, razem z całą swoją bliską rodziną... Dlatego dokładam się do powstania filmu, który ma opowiedzieć o tym, o czym się nie mówi. Bo sama chciałam kiedyś taki film nakręcić...
PS:
Post napisałam już jakiś czas temu... Teraz dopisuję jeszcze jedno zdanie: Cieszę się, że żyję....